Start Nr 168 Ale się narobiło... str.1
Ale się narobiło... str.1

Zacznijmy od byłego prezydenta. Gdy opuścił urząd, nie tylko zwykli obywatele nabrali odwagi do jawnej krytyki jego prezydentury. Przewodniczący warszawskiego klubu „Gazety Polskiej”, Adam Borowski, podczas spotkania z Andrzejem Dudą już nie-prezydentem, stwierdził: Dużo wysiłku nasz klub zrobił, żeby pan został wybrany na dwie kadencje. Chciałem zadać panu trudne pytania: dlaczego pan, kiedy ten rząd zaczął łamać prawo, a my stanęliśmy przed TVP, nie przyjechał do nas i nie powiedział: łobuzy, ja jestem prezydentem i mam bronić konstytucji, wy ją łamiecie. Trzeba było to zrobić (…) Po co pan nominował tego łobuza, sędziego Żurka, który wiadomo, że będzie łamał prawo? Trzeba było nie podpisać tej nominacji.

Trzeba przyznać, że to dość odważna decyzja, gdyż pan Hołownia poniekąd sam zamierza zostać uchodźcą. Bo chyba tak trzeba nazwać opuszczenie kraju i partii, którą sam stworzył i legitymizował w nazwie własnym nazwiskiem. A co go do tego skłoniło? Może obraził się na Polaków po ostatnich wyborach prezydenckich, w których uzyskał niecałe 5% głosów? Może widmo oddania już za miesiąc laski marszałkowskiej? A może ostatnie notowania swojej partii, które oscylują wokół 1% poparcia? No i to całe szambo, przez które musiał przejść w ojczyźnie. Jakby na to nie patrzyć, marzeniem Szymona Hołowni jest opuszczenie kraju, wyjazd do Genewy i stanie się Wysokim Komisarzem od... siebie samego.